środa, 26 grudnia 2012

Świeta, świeta..

Mam nadzieje,ze wszystkim święta się udały:) Moje były dość leniwe i już czuje tego konsekwencje;d ale tak naprawdę przychodzę dziś do Was z czymś mało świątecznym.
Zacznijmy od tego ze jestem włosowym maniakiem.Większość swojego życia próbuje zapuszczać włosy ale jest to ciężkie zadanie z kilku powodów, mianowicie moje włosy bardzo wolno rosną, są słabe przez brak zdrowej diety, cienkie  a w dodatku półtora roku temu dopuściłam się zbrodni z użyciem farby i rozjaśniacza. Od tamtej pory walczę z odrostami, puszeniem, wypadaniem itp. 
Wypadanie włosów to tez często sprawa stresu ale z tym 'mechanicznym' juz potrafię sobie poradzić. Największym problemem dla mnie w tej chwili jest puszenie i na to mam wrażenie ze juz nic mi nie pomoże.
W kwestii odrostów .. użycie farby od początku wykluczyłam, myślałam o hennie ale to tez nigdy nie wiadomo co z tego wyjdzie a chciałam załagodzić odcięcie na włosach. Krótkotrwale sprawdzały sie niebieskie szampony czy tez płukanki az pewnego razu wpadłam na puder Amla.


opakowanie już zdążyłam poturbować, w środku znajduje sie o ile dobrze pamiętam 100g produktu.
Puder ma sluzyc do skory glowy czy tez twarzy, ma duzo rożnych zastosowań. Mnie zainteresował z jednego wzgledu a mianowicie zawiera hennę ktora poprzez używanie moze delikatnie przyciemnić wlosy.
Użyłam go raz i troche sie zrazilam o ile do skory głowy moze dzialac zbawiennie bo duzo wolniej sie przetłuszczała o tyle z reszty wlosow zrobil druty. Henna faktycznie jakas tam sie znajduje gdyż poplamiła mi ubranie gdy wlosy wysychały, wypłukała sie po kilku myciach .
Za jakis czas znow spróbuje jak  doprowadze włosy do kultury.

piątek, 21 grudnia 2012

Ostatnia spowiedź



Jakiś czas temu dostałam propozycję napisania recenzji w zamian za książkę. Niewiele myśląc zgodziłam się, aby chwilę potem obudzić w sobie wątpliwości "co ja napiszę jak książka nie przypadnie mi do gustu?" no cóż na szczęście tak się nie stało, chociaż streszczenie książki, które niby ma zachęcać jeszcze bardziej mnie odrzuciło, bo stwierdziłam że to głupia historyjka dla rozhisteryzowanych dzieciaczków. Do książki podchodziłam jak pies do jeża, ale gdy zabrałam się za czytanie ponad 300 stron pochłonęłam w dwa dni mając w nosie wszystkie prace domowe ;)
Książka jak pewnie się domyślacie jest o miłości i to nie takiej banalnej jakby się wydawało. Główna bohaterka już raz miała złamane serce i teraz boi się zaufać facetom, trwa w związku bez przyszłości  aby uszczęśliwić rodziców dla nich także idzie na studia, których kierunek w ogóle jej nie interesuje. O Bradinie nie będę się rozpisywała, bardziej polubiłam jego brata Toma i resztę zespołu, te męskie kłótnie to wspaniałe wątki komediowe! W pewnym momencie czytanie zaczeło mi się dłużyć, ponieważ moje nieczułe serce było znudzone ciągłym niezdecydowaniem i podchodami bohaterów aż chciało się ich walnąć w te puste głowy :D pewnie to tylko moje odczucie, bo przywykłam do książek typu SF lub kryminałów pełnych zwrotów akcji,  ale fanki romansów będą zachwycone.
No i ta końcówka autorka tak bezczelnie zostawiła nas teraz w niepewności, na szczęście jest funpage na fejsie (klik), dzięki któremu wiem, że następna część wyjdzie w okolicach maja i zapoznałam się z piosenkami, które proponowała nam Nina do przesłuchania podczas czytania.

Nina Reichter Ostatnia spowiedź

piątek, 7 grudnia 2012

Przepis dla Poli


Pola ze swoim 'Polem' jakiś czas temu byli u mnie, chciałam się pobawić w dobrą gospodynie i poczęstowałam ich tym o to ciastem, które podobno bardzo jej smakowało. Jakiś czas temu prosiła mnie o przepis, ale nie mogłam go znaleźć, wstawiam go tutaj, aby sprawdzić jak często i czy w ogóle zagląda na tego bloga. Mam nadzieję, że i Wy skorzystacie, bo wykonanie jest prostackie, ale zanim podam przepis chciałabym się wytłumaczyć - ciasto na żywo wyglądało lepiej, ale zanim dotarło do mnie, że mogłabym mu strzelić fotę zostały same powierzchownie niezbyt atrakcyjne kawałki. Tym razem nie robiłam fotorelacji z przygotowań, bo ostatnio Patrycja mnie wyśmiała ;)

Składniki:
  • śmietana 0,3l,  30 %,
  • krakersy 2 duże paczki (ja użyłam Pub&Rub z biedro^^),
  • herbatniki (użyłam te z biedronki, które pakowane po 5 i kupiłam ich 4 paczki),
  • krem karpatka (bez gotowania, chyba Gellwe),
  • masa krówkowa (kajmakowa) 1 puszka,
  • dżem czarne porzeczki łowicz (oczywiście możecie wybrać inny, ale ten dodawał fajnego kwaskowego smaku)
Wykonanie:

Nakładasz na siebie wszystkie składniki w odpowiedniej kolejności, które stworzą różne warstwy:
na blachę wcześniej wyłożoną papierem nakładamy herbatniki, które smarujemy karpatką, a na nią znowu nakładamy herbatniki, dodajemy masę krówkową, na to kładziemy krakersy później dżem i znowu krakersy, a na koniec rozsmarowujemy bitą śmietanę, opcjonalnie wierzch możemy posypać uprażonymi migdałami.
     Widzicie jakie to proste?! I przysięgam w cieście wcale nie czuć słonych krakersów... A! i zapomniałam o najważniejszym! Ciasto musi sobie poleżeć kilka godzin w lodówce (ja zostawiłam na całą noc), aby ładnie się kroiło i wszystkie składniki się razem złączyły. To wyczekiwanie to dla mnie najtrudniejsza część przygotowywań :D

niedziela, 2 grudnia 2012

Z rozważań przy kawie

                        


                              Sezon na jesienne sesje poniekąd sie konczy, pewnie to jedne z ostatnich zdjęć wsrod lisci





Ostatnio znalazłam na jakiejś stronie koszulkę z podobizna rottweilera, nie powiem bo przykuła moją uwagę a później się okazało ze to całkiem powielany motyw, pewnie jestem trochę opóźniona w kwestii trendów, ale powiedzcie podoba Wam się to?
Poszukuje tez powoli sukienki na studniówkę i w moim rozumieniu idealnego czerwonego lakieru do paznokci ;d mam kilka ale żaden nie jest taki jak trzeba.

Co sadzicie o postach w tematyce kosmetycznego 'zrób to sam'?

Pozdrawiam :)

sobota, 17 listopada 2012

"Masz mnie ja zawsze opierdole coś na ciepło"



Często gdy próbuje coś wywalczyć w kuchni przypomniała mi się cytat przytoczony w  temacie postu, pochodzący z filmu, który zna każdy szanujący się Polak czyli "chłopaki nie płaczą". Dzisiaj chciałam wam pokazać jak robię tartę. Wykonanie jest prostackie, a daje wiele możliwości, ponieważ możemy ją wykonać na słodko lub w wersji obiadowej, wszystko zależy od dodatków.

Składniki:
-ciasto
2 szklanki mąki,
100 - 150g zimnego masła,
1 jajko,
2 łyżki wody,
szczypta soli (jeśli wykonujemy wersję obiadową)
-farsz
3 jabłka (jeśli jabłka są za słodkie warto dodać troszkę soku z cytryny),
płaska łyżeczka cynamonu.

Przygotowanie:
Mąkę wsypujemy do miski, masło kroimy w kostki i wszystko razem zagniatamy. Dodajemy roztrzepane z wodą jajko. Ciasto formujemy w kulkę i wkładamy na 15 min do lodówki. W tym czasie przygotowujemy farsz. Obieramy jabłka ze skórki, ucieramy i dodajemy cynamon. Z resztek ciasta zrobiłam drobne paseczki, które ustawie na wierzch tarty. Formę do tarty (której a niestety nie posiadam) smarujemy masłem i wgniatamy w nią ciasto. Musimy pamiętać o nakłuciu ciasta widelcem, aby nie powstały pęcherzyki powietrza. Wkładamy tartę bez farszu do wcześniej nagrzanego na 220 stopni piekarnika i pieczemy przez ok. 15 min, a następnie nakładamy farsz i pieczemy jeszcze przez kolejne 15-20 min. Warto przez ostatnie 5 min przed zakończeniem pieczenia przestawić piekarnik na tryb pieczenia od spodu, dzięki temu tarta będzie jeszcze bardziej krucha.

Wersje obiadową robiłam kiedyś z kurczakiem i szpinakiem też było pyszne.


Powiem Wam, że robienie sobie samej zdjęć podczas 'pichcenia' to jakiś koszmar, dobrze, że Pola mi trochę pomogła.

niedziela, 11 listopada 2012

Niełasuchom wstęp wzbroniony

Osobiscie jestem zdania, ze jak jesc słodycza to takiego z prawdziwego zdarzenia, produkty czekolado podobne, słodkie owocowe jogurty czy tego typu kombinacje zupełnie mi nie podchodzą. Dzisiejszego dnia jednak spotkałam na swojej drodze pewną czekolade i choc normalnie bym nią pogardziła, ponieważ jest własnie połączeniem dziwnym jak na moj gust to diabeł mnie podkusił i sie zakochałam :) mowa o nowosci, nie nowosci, szczerze nie wiem, dla mnie to odkrycie, czekolada Wedla z nadzieniem o smaku gruszki i miętowymi granulkami;d Szczerze zrozumiem jesli nikt nie podzieli mojego entuzjazmu i rozwodow na temat jednej, małej czekolady. To byl post z rodzajów mała rzecz a cieszy ;d



źródło google ;d

czwartek, 18 października 2012

Jesień pełną parą

Może jesien to nie moja ulubiona pora roku, ale widok złotych lisci szczerze  uwielbiam :)
Poniżej kilka zdjęc wczorajszej stylizacji:




a Wy lubicie jesień? ;>

piątek, 28 września 2012

Maksi dla krasnali

...czyli takie sukienki jednak istnieją ;d  Długo szukałam jakiejkolwiek sukienki maksi , ale wydawało mi się to przy moim wzroście i rozmiarze wręcz niemożliwe. Az trafiłam na tą no name sukienkę ;d teraz pozostaje tylko się zmotywować i szukać tej idealnej :)





sobota, 8 września 2012

Strój dnia



                               | bluzka no name | | tregginsy H&M | buty new look | torebka DIY |




piątek, 31 sierpnia 2012

Mój nowy-stary worek

 
Kilka lat temu zaraz po powrocie ze szkoły zasiadałam przed telewizorem, włączałam TVN i z zapartym tchem oglądałam perypetie młodej buntowniczki-detektyw Weroniki Mars. Serial jednak skończył się już po 3 sezonach, a mi w pamięci pozostała jej wielka torba nabijana (nie wiem jak to nazwać)... dżetami? Postanowiłam, że kiedyś będę miała podobną. Gdy kupowałam to czarne nie wiadomo co, już miałam pomysł jak ją przerobić w ten marsowy deseń. Kupiłam srebrne pinezki i powbijałam jedną za drugą, tylko, że bałam się tego zabezpieczyć klejem, dlatego większość w bardzo krótkim czasie powypadało, a resztę zrezygnowana sama wyjęłam.

Tym razem chęć na zmiany przyszła sama, gdy zobaczyłam złote pinezki w empiku. Oto moja mała 'fotorelacja’:

Nie potrafiłam znaleźć zdjęcia, na którym torebka byłaby lepiej widoczna :(

torybka H&M

Jeżeli ktoś z was też chciałby wypróbować mojego sposobu to polecałabym:
- namalować sobie wcześniej kropki, w których umieścimy szpilki, aby odstępy były równe,
- zaopatrzyć się wcześniej w rękawiczki ja myślałam, że mam no, ale mój brat zrobił sobie z nich pękające baloniki, więc skończyłam z poklejonymi palcami,
- od razu wgniatać młotkiem  (na początku byłam leniem i nie chciało mi się schodzić do piwnicy, ale gdy palce odmówiły posłuszeństwa to chęci dziwnym sposobem jakoś się znalazły)

Powodzenia

środa, 29 sierpnia 2012

Poszłam do lamusa i ?

Dla tych, ktorzy jeszcze nie wiedzą Lamus to takie miejsce, ktore z powodzeniem można nazwać wysypiskiem śmieci, rupieciarnia , wyspą skarbów co kto lubi ;d Osobom ceniącym starocie, antyki i inne klamoty powinno sie spodobać:) Żałuje, że nie miałam ze sobą aparatu ale prawde powiedziawszy nie wiedziałam gdzie jade a w ostatecznosci miejsce mnie oczarowało? ;d

Kończąc swój wywód chciałam pokazać co ze mną wróciło do domu :)




 
Torebka w która spróbuje tchnąc drugie życie ;d




Krzesło zawładnęło moim sercem :)
Obydwie rzeczy zostały mi ofiarowane jako prezent imieninowy i cały czas mam banana na twarzy jak na nie patrze ;d
Być moze cała moja fascynacja jest niezrozumiana, ale no wybaczcie :)


Patrycja

niedziela, 26 sierpnia 2012